Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Wega

Otul mnie słowem, Gdy z niedopałków buduję kolejne stosy. Spowijamy się ciemnością, Rozsyłając w nieboskłon swoje życiorysy Jak gdyby miało to cokolwiek zmienić. Echa naszych dokonań odbijają się z trzaskiem od złotej kopuły. W tej złotolitej poświacie próbuję na nowo zbudować swój obraz I czuję, że rozwiewamy się Nasze spojrzenia wędrują jeszcze Prześlizgując się w milczeniu po betonowych murach. Rozpaczliwie chcemy stąd uciekać, Ostatni raz wystrzelmy samotną satelitę Ku splątanym gwiazdozbiorom. Z nadzieją na odpowiedź najjaśniejszej z gwiazd. Zanim wszystko runie I pogrzebie nas żywcem, W blasku Wegi.

Ruina

Pękam Powoli i systematycznie Minuta po minucie Z cichym trzaskiem suchego tytoniu kruszonego w palcach. Zakurzone parapety dumnie jeszcze podtrzymują martwe kwiaty w oknie. Kończę dziś w kiepskim stanie, Pulsując bezsilnie Snuje się po ruinach, Które zbudowałam. Czas otworzyć okno. Wyjść stąd. Wyjść stąd.

Cisza

W byle jakich słowach zamykam swoje kłamstwa. W tej ciszy, Nie ufaj mi. Moja jedyna pewność Zatonęła w porannej rosie. Czekam na dnie tego oceanu, Łapiąc wodę w piersi. Czuję jak pogoda załamuje się, Bezlitosna toń odbija zagubione spojrzenia. Wraz ze wschodem Odejdziemy w milczeniu. W tej ciszy, Nie ufaj mi. Skąd, jak, zbudować znowu pewność?

Sati

Czerń jest kolorem uśmiechu mojej miłości, Popiołu rozmytego w świetle dnia Rozcieńczonego w ekranach. Kiedy żal pokrywa moje dłonie Zmiana wciąż oczekuje na horyzoncie, Zdradzając nas. Czekam na ciebie w tym zimnym, białym śniegu Ja, Gospodarz strzaskanych ust, Połamanych nóg. Ja, która każdej nocy buduję stos. Jeszcze dziś nie skończyło się, A ja już chcę, Oddychać żarem po tobie, Moje sati. Pozwól mi nie mówić nic, I tylko patrzeć jak tracisz oddech. Czuję jak rozpadamy się, Wraz z setkami moich twarzy.