Poddanie
To nie miało sensu. Byliśmy jak ten jeleń na autostradzie Oślepieni prze światła, Zranieni prze szybko mijające samochody, Ludzi przychodzących i wychodzących z naszego życia. W ciszy wierzgaliśmy nogami leżąc na jezdni. We wciąż rozgrywanych sytuacjach Szukaliśmy ratunku desperacko mrugając oczami. Więc strzaskaj mój uśmiech, Gdy w cieniu samotnego świerku Składam głowę w niemym poddaniu. Kiedy krew z wolna destyluje się z nas, Niech szkarłat wypełni kryształowe wazony, Otuli zakurzone komody. Kiedy mój roztrzaskany uśmiech gradem runie, I pokryje wszystko w blasku świateł.