Oddechy

Jesteś poplątaniem w moich żyłach,
Kotwicą zmuszającą do oddechu,
Z których każdy wypełniasz znaczeniem.
I jeśli posypać bym się mogła,
W niemożliwą wiarę pokładam moc,
Że poskładać byś mnie umiał,
Że myśli me szkaradne spisywane krwią,
Zakreśliłbyś delikatnie,
A stare słońce wzniosłoby jeszcze nowy świt
Kiedy strzępy mego świata bierzesz na ręce.
Przepływasz przeze mnie,
Zaburzając krzepliwość,
Kiedy jestem rozpadem.
Napadowo i cięgle mi ciebie trzeba
Bym widzieć przestać mogła,
Blednąc w odcieniach zieleni.
Strzelistym światłem oddaj mnie żywym,
Zorzą rozpościerającą się po nieboskłonie,
W blasku gwiazdy spraw,
Że z siebie uczynię coś najlepszego
I w strachu znajdę odwagę,
W bezradności poczucie pewności,
W smutku mym powód by trwać
W każdym nerwie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Duch

Zwyczajny dzień

Ruina